środa, 19 marca 2014

Czar ajurwedy

W czasach kiedy o jałowym opatrunku nie było mowy, w gojeniu ran miał pomagać chleb zagnieciony z pajęczyną. W istocie włókna pajęczej sieci składają się z białka, które jest doskonałą pożywką dla rozwoju bakterii i pleśni. Dodatkowo jest ona pokryta naturalnym środkiem bakteriobójczym, co powoduje, że misterna konstrukcja nie zostanie zjedzona przez niewidoczne drobnoustroje. Dzięki temu, domowym sposobem spreparowanemu antybiotykowi, można było uniknąć zakażenia rany, które niechybnie mogło okazać się zgubne dla delikwenta. Ale jak to mówią, co kraj to obyczaj i tak obok medycyny ludowej, czy słynnej medycyny chińskiej i Indie zasłynęły na polu medycznym swą starożytną nauką o życiu, czyli Ajurwedą (ayus/ayusha - życie lub siła życiowa oraz veda, czyli wiedza lub nauka). 
Wisznu w postaci Mohini - murti
rozdziela nektar, którego wypicie
uwalnia od kalectwa,
starości i śmierci.
Ajurweda to starożytny system naturalnego leczenia, starszy nawet od medycyny chińskiej. Nie jest to jednak tylko wiedza, która odnosi się do praktycznych porad dotyczących zdrowia, ale przede wszystkim nauka mająca przynosić głębokie zrozumienie powiązania pomiędzy ciałem, umysłem, duszą i zmysłami oraz osiągnięcie równowagi pomiędzy tymi elementami, która umożliwia człowiekowi osiągnięcie prawdziwego zdrowia fizycznego i szczęścia.
Dwa i pół tysiąca lat temu wiedzę ajurwedyjską usystematyzowali wedyjscy lekarze Czaraka i Suśruta, zyskując w ten sposób status ojców wiedzy o zdrowiu i leczeniu. Suśruta, twórca chirurgii ajurwedyjskiej, przeprowadzał skomplikowane zabiegi chirurgiczne, takie jak cesarskie cięcie, usunięcie katarakty czy operacje mózgu. Prace obydwu lekarzy Czaraka-samitha i Suśruta-samitha przetrwały do dziś i otaczane są wielkim szacunkiem, również ze względu na ich mistyczny charakter. Wiedzę o funkcjonowaniu ludzkiego ciała obaj mędrcy zgłębiali poprzez medytację, a jednak ich odkrycia można potwierdzić w dzisiejszych czasach porównując starożytną medycynę wedyjską z odkryciami medycyny współczesnej. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, iż obaj lekarze opisali w niezwykle szczegółowy sposób rozwój płodu w łonie matki miesiąc po miesiącu. 
Dhanvantari,
inkarnacja Wisznu, której
ludzkość zawdzięcza
Ajurwedę.
W dzisiejszych czasach ajurweda często kojarzy nam się z leczniczymi masażami i olejkami. W rzeczywistości obejmuje ona jednak bardzo szeroki zakres tematów, począwszy od pediatrii i położnictwa, poprzez choroby wewnętrzne i ginekologię po otolaryngologię, anestezjologię, wytwarzanie protez, a nawet chirurgię plastyczną. 
Jak wszystkie nauki także ajurweda opiera się na pewnych założeniach. Najważniejszymi z nich są mahabhutas - czyli elementy z których składa się ziemia i wszystko co się na niej znajduje, doshas, a więc reprezentacja elementów w ciele, oraz gunas, czyli podstawowych właściwości każdej materii na Ziemi. Zrozumienie tych podstawowych zasad jest kluczem do zrozumienia ajurwedy. 
Ja chciałabym się skupić przede wszystkim na koncepcji tridosha, która tłumaczy psychofizyczną konstrukcję człowieka za pomocą trzech typów konstytucyjnych ciała, opartych na tzw. doshas ("humorach"), czyli vata (powietrze, wiatr), pitta (ogień lub żółć) i kapha (ziemia lub flegma). Według nauki ajurwedycznej kombinacje tych trzech elementów odzwierciedlają naszą konstytucję fizyczną i psychiczną, przy czym w zależności od konstytucji człowieka zazwyczaj przeważa jeden z tych elementów. Choroba jest więc wynikiem nierównowagi między vata, pitta i kapha, a zdrowie można odzyskać i utrzymać zachowując równowagę między poszczególnymi doshami. Podsumowując ajurweda koncentruje się na tym, jak utrzymać poszczególne elementy w równowadze, aby zapobiec ciągłej niezgodności, która w konsekwencji mogłaby doprowadzić do zaburzeń fizycznych i mentalnych. Osiąga się to dzięki indywidualnie dobranej diecie, uregulowanemu trybowi życia, właściwej higienie, odpowiedniemu środowisku i sposobowi myślenia. Również duże znaczenie dla medycyny ajurwedyjskiej ma lecznicze wykorzystanie jedzenia oraz ziół. 
Niestety, z powodu wewnętrznych konfliktów oraz najazdów na Indie, mistyczne nauki Ajurwedy uległy zapomnieniu. Dzisiaj na nowo się je odkrywa, a starożytna nauka o życiu zyskuje coraz większe uznanie. W samych Indiach działają setki uniwersytetów, gdzie wykłada się medycynę ajurwedyjską, zaś w Stanach Zjednoczonych istnieje Towarzystwo Suśruta, czyli szkoła chirurgów działających na rzecz rozpowszechniania tej wiedzy. Otwarcie się na nowe rozwiązania i nieograniczone możliwości podróży sprawiają, że Ajurweda cieszy się coraz większym zainteresowaniem na świecie. 
Każdy zainteresowany tym tematem powinien odwiedzić Tiruwanantapuram, miasto, które jest jednym z głównych ośrodków medycyny ajurwedycznej Kerali. Jest to nie tylko świetna baza wypadowa do zwiedzania południowego krańca Indii, ale i jedno z najlepszych miejsc do wtajemniczenia w świat ajurwedy. W mieście Kovalam znajduje się kilka licencjonowanych centrów ajurwedy, które oferują rozmaite usługi, od niezwykłego masażu po kilkutygodniową terapię. Nie ulega wątpliwości, że w takim miejscu będzie nam znacznie łatwiej odnaleźć spokój ducha i zadbać o nasze zdrowie :-).
Ja jeszcze wprawdzie nie zgłębiłam wszystkich tajników medycyny ajurwedyjskiej, aczkolwiek jest kilka niedrogich rzeczy, które chciałabym polecić. W dzisiejszych czasach nauczyliśmy się niestety bez zastanowienia łykać tabletki przeciwbólowe, nie myśląc o konsekwencjach z którymi prędzej czy później będziemy mieli do czynienia. Ja popieram naturalną alternatywę na bóle głowy, które niestety bardzo często mnie nękają, oraz zatok, czyli "Oil roll on". Jest to mieszanka naturalnych olejków, w tym peppermint ka phool, karpury, winter green oil i nilgiri ka tel. Cena takiego rollera to od 30 do ok. 100 rupii. 
Innym świetnym rozwiązaniem na bóle głowy, a także nadwyrężenie mięśni jest "Tiger balm", czyli maść tygrysia. Działa ona łagodząco i nie podrażnia skóry. W jej skład wchodzą kapoor, pudina ka phool, cajuput tail, pudina tail, lavang tail i dalchini tail. Koszt to około 35 rupii za 8 gramów. 
Na koniec coś dla palaczy i ich niepalących partnerów. Rzecz wypróbowana przez mojego tatę, która zdecydowanie lepiej niż inne pasty zabija nieprzyjemny zapach nikotyny. Mowa jest o czerwonej paście do zębów "Red dabur", w skład której wchodzi 13 aktywnych ajurwedyjskich ziół, które pomagają zapobiegać bólom zębów, zabijają szkodliwe bakterie i likwidują nieświeży oddech. Pasta nie zawiera fluoru i jest w stu procentach naturalna. Zawarty w niej imbir działa antyseptycznie, cynamon przeciwbólowo, dodatkowo goździk zapobiega próchnicy, a mięta działa przeciwgrzybicznie. Jedynym minusem może być mocny pieprzowy smak.
Ajurweda jest niezwykle ciekawym obszarem do nowych odkryć, remedium na brak wewnętrznej równowagi. Niektórym może jednak przeszkadzać mistyczny aspekt tej medycyny, która bądź co bądź ma znaczący wpływ na nasz styl życia i wiele jego elementów. Warto jednak zwrócić na nią uwagę, gdyż zawiera się w niej wiedza tysięcy lat, a rozwiązania medycyny ajurwedyjskiej są najczęściej naturalne i nieinwazyjne. Może jednak skusić się na masaż olejkami? :-)
Na koniec podaję dwie strony internetowe, na których można zrobić test na doshę:
http://www.naturesformulary.com/contents/dosha-test
http://doshaquiz.chopra.com

wtorek, 18 marca 2014

Historia Indii - Cywilizacja Indusu

O tak, Indie fascynują! To nie tylko kraj o niezwykłej fizycznej i kulturowej różnorodności, ale przede wszystkim wiele tysięcy lat ciekawej historii jednej z najstarszych cywilizacji świata. Dzisiaj więc chcę zapomnieć o współczesnych Indiach, przeludnionych, hałaśliwych i kolorowych. Spróbuję wyobrazić sobie Indie bez Shah Rukh Khana i Mahatmy Gandhiego, takimi jakie były one 7000 lat p.n.e. 

Nazwa Indii pochodzi od greckiego słowa Indoi oznaczającego ludzi żyjących za rzeką Indus. Granice zasięgu cywilizacji były ściśle określone warunkami geograficznymi. Zabezpieczeniem były Himalaje od północy, zaś od zachodu, południa i wschodu morza. Pierwsze prehistoryczne stanowiska w Indiach liczą co najmniej 250 000 lat. Już ok. 7000 lat p.n.e. zaczęły na tym terenie powstawać rolnicze osady, jednak największy okres świetności przypada na czas indyjskiej epoki brązu, czyli ok. 2500 roku p.n.e. Jest to okres pojawienia się pierwszej wysoko rozwiniętej cywilizacji miejskiej na obszarze subkontynentu indyjskiego, zwanej także kulturą Harappy, kulturą Mohendżo-Daro, lub po prostu kulturą Indusu. Obejmowała ona zasięgiem dolinę Indusu i północno-zachodnie Indie, aż do dzisiejszego Gudźaratu. 
Niestety pomimo znacznego postępu badań wciąż wiele podstawowych kwestii pozostaje bez odpowiedzi. Sprawy nie ułatwia również fakt, że w całej bogatej tradycji literackiej półwyspu brakuje dzieł stricte historycznych. I chociaż w Wedach i Mahabharacie znajdziemy wiele odniesień do wydarzeń faktycznych, to brak im systematyczności i naukowego zacięcia. Wszystko to sprawia, że życie w jednej z najstarszych, obok egipskiej i mezopotamskiej, cywilizacji jest wciąż osnute mgłą tajemnicy. 
Dzięki archeologom wiemy jednak, że lud zamieszkujący dolinę Indusu w tym okresie był bardziej rozwinięty niż cywilizacja starożytnego Rzymu czy Mezopotamii. W istniejących tam miastach były budowle z cegły, regularna siatka ulic czy skomplikowany system kanalizacyjny, mieszkańcy zaś posługiwali się pismem piktograficznym, do dzisiaj zresztą nieodczytanym, już od 3300 roku p.n.e. Nie ulega też wątpliwości, że starożytni Indusi potrafili budować fortyfikacje oraz wały przeciwpowodziowe. Przypuszcza się, że mieli wysoką higienę osobistą, ponieważ w ich miastach funkcjonowały łaźnie, a w domach znajdowały się łazienka z toaletą. 

Niezwykle interesujące są znalezione w Dolinie Indusu artefakty, które wiele mówią o stylu i poziomie życia mieszkańców. Wśród nich na uwagę zasługują misternie wykonane zabawki, ceramika, narzędzia, przybory toaletowe czy haczyki na ryby. Odkryto również wiele pieczęci z wytłoczonymi kształtami różnych zwierząt. Naukowcy snują przypuszczenia, że każdy z wizerunków odpowiadał określonej grupie społecznej, co wskazywałoby na podział ówczesnego społeczeństwa na klasy. 
Pomimo jednak wszelkich zdobyczy cywilizacyjnych tego okresu około 1800 roku p.n.e. świetnie prosperujące miasta takie jak Harappa, Lothal czy Dholawir upadły. Naukowcy są niemal pewni, że przyczyną końca tej cywilizacji było przede wszystkim zaniknięcie monsunów na co wskazują ostatnie badania. Pod znakiem zapytania stoi więc powód tak znacznych zmian klimatycznych, które odczuły także inne cywilizacje starożytności. Niedawno zespół naukowców z Niemieckiego Centrum Nauk o Ziemi przeprowadził badania w centralnych Indiach i i dowiódł, że susza rozpoczęła się tam już 4600 lat temu. Niewykluczone, że przez kolejnych 400 lat coraz bardziej się intensyfikowała, by osiągnąć apogeum przed około 4200 laty. 
Innym z czynników, które zawiniły mógł być szybki proces urbanizacyjny, który przyniósł ze sobą choroby zakaźne takie jak trąd czy gruźlica. Ponad to na wielu szkieletach, odnalezionych zwłaszcza poza oficjalnymi cmentarzyskami, widoczne były urazy wynikające w konfliktów. Niesie to ze sobą domniemania na temat powodów, które kierowały ludnością opuszczającą miasta. 
Wraz z upadkiem miast w zapomnienie odeszło wiele aspektów bardziej skomplikowanych form cywilizacyjnych takich jak pismo. Jednak też wiele elementów tej cywilizacji przetrwało, a nowe miasta, które powstały w dolinie Gangesu i Jamuny kontynuowały niektóre formy organizacji społecznej, style budownictwa, czy osiągnięcia technologiczne, takie jak wyrób ceramiki lub uprawa bawełny. Pojawiały się również podobne motywy zdobnicze, które łączyły niewidzialną nicią dwie epoki. 
Nie ulega wątpliwości, że niektóre aspekty cywilizacji Harappa są wciąż widoczne w kulturze krajów południowej Azji, o czym mogą świadczyć podobieństwa stroju i wyglądu, instrumentów, narzędzi, technik rolniczych, rzemieślniczych, a także rozwiązań inżynieryjnych i architektonicznych z ich starożytnymi odpowiednikami. I pomimo silnych wpływów zachodniego świata na subkontynencie indyjskim wciąż możemy odkrywać rozwiązania sprzed tysięcy lat. Niewiele jest już takich miejsc na świecie... 

środa, 26 lutego 2014

Love, love

Niedawno nie przypadkiem wpadła mi w ręce pewna książka. Książa o miłości. Z mojej perspektywy jest to pod wieloma aspektami dość banalna historia, lecz kiedy popatrzymy na nią przez pryzmat indyjskiej obyczajowości, to szybko zrozumiemy, dlaczego wywołała ona falę tak kontrowersyjnych dyskusji na subkontynencie. Opowieść ta nie tylko narusza wszelkie przyjęte w społeczeństwie normy, ale też dotyka tematu dla Indusów mocno niezręcznego. W końcu w Indiach na lakoniczne "Boy loves girl. Girl loves boy. They get married" nie ma miejsca. Zasada jest jasna: "Girl's family has to love boy. Boy's family has to love girl. Girl's family has to love boy's family. Boy's family has to love girl's family." Dopiero kiedy te wszystkie warunki zostaną zachowane, związek uczuciowy dwojga ludzi może zostać przypieczętowany na ślubnym kobiercu. Sytuacja mocno skomplikowana, za dużo ludzi musi się kochać, aby dwójka niekoniecznie darzących się uczuciem i niedoświadczonych młodzików mogła przejść przez życie razem. A co, gdyby jednak okroić tę historię? Co jeśli dziewczyna po prostu zakocha się w chłopcu, a ten odwzajemni jej uczucie? Dopiero wtedy w Indiach zaczynają się schody i o tym właśnie opowiada książka indyjskiego autora Chetana Bhagata "Two States. The story of my marriage", gdzie konflikt dwojga zakochanych dodatkowo podsyca fakt, iż pochodzą oni ze skrajnie różnych kulturowo stanów Punjab i Tamil Nadu. Pendżabczycy znani są bowiem ze swojego nieskomplikowanego nastawienia do życia, gwałtowności i sporej dozy ekstrawagancji. Tamilowie natomiast hołdują starym obyczajom, dyscyplinie i powściągliwości. Mimo tych wszystkich przeciwności para decyduje się obrać trudną i niepewną drogę dla pozyskania serca rodziców, zaś opcja ucieczki nie wchodzi w grę.

Czy młodym kochankom udało się zrealizować swój plan? Tego wam nie zdradzę, choć pewnie już domyślacie się finału tej historii, która, bądź co bądź, przypomina wiele bollywoodzkich produkcji. Faktycznie wątek nie aranżowanej miłości, takiej od pierwszego wejrzenia, odnajdziemy w wielu filmach, choćby w "Kabhi khushi kabhie gham", "Devdasie", "Veer Zaara" czy w "Dil Se" - tytułów nie brak. Zresztą nie wiem, czy jest gdzieś kraj w którym produkuje się więcej filmów o miłości niż w Indiach. A jednak indyjskiemu społeczeństwu takie miłości piaskiem w oczy. Na ekranie owszem, w życiu - nigdy. No i tak z jednej strony mamy beletrystykę i filmy bollywood, a z drugiej społeczeństwo, które chłonie te filmy i historie z zapartym tchem, marzy, ale nie pozwala sobie na nawet najmniejsze przekroczenie granicy, ale czy na pewno?
W Indiach życie wciąż toczy się mocno utartym schematem. W wielu regionach dziewczynki są często kształcone tylko po to, by w ten sposób zwiększyć ich szansę na znalezienie męża z wyższej warstwy społecznej, a tym samym na lepsze życie. Bardzo często po ślubie obowiązek utrzymania rodziny przejmuje mężczyzna, a kobieta z tytułem magistra zamienia się w etatową panią domu. Kiedy na świat przychodzi dziecko wiele Indusek już na zawsze odsuwa od siebie wszelkie plany kariery zawodowej. Ich życie będzie ograniczało się teraz do czterech ścian ich własnego mieszkania. Choć wiele z nich marzy, aby pójść do pracy, spotykać się z ludźmi, to nigdy nie wypowiedzą tego życzenia na głos. A mąż jest, ale jak gdyby go nie było. Ponieważ dziewczynki i chłopcy są od siebie izolowani, często nie potrafią spędzać wspólnie czasu. Społeczeństwo też nie patrzy przychylnie na spotykających się młodych obojga płci. Dlatego często odnoszę wrażenie, że w Indiach kobiety i mężczyźni mają swoje dwa osobne światy, a partnerstwo, które w naszej zachodniej kulturze jest bardzo modne, w indyjskiej nabiera zupełnie innego znaczenia.
Nie ma co ukrywać, Europa i Indie to dwa tak odmienne światy, że czasami aż trudno uwierzyć, że można je w jakikolwiek sposób połączyć. A jednak Amor nie wybiera i coraz więcej mamy par mieszanych, przy czym najczęściej jest to dziewczyna - Europejka i chłopiec - Indus. On - przystojny, egzotyczny, najczęściej student na zagranicznej uczelni, Ona - absolutnie zakochana i oczarowana nieznaną kulturą. Wie, że mogą być trudności, w końcu w Indiach musi zostać zaakceptowana przez rodzinę wybranka, ale na razie jest dla miłości gotowa zrobić i poświęcić wszystko. Zresztą oglądała wiele filmów bollywood i zachłysnęła się cudownymi kolorowymi Indiami. Generalizując nieznośnie, tak to właśnie bardzo często wygląda.
Spójrzmy na to to jednak z drugiej strony. Dziewczyny, zwłaszcza Polki, często nie zdają sobie sprawy, że dla Indusów to my jesteśmy egzotyczne. Nie wspominając już o rasowych blondynkach! Ponad to wielu z nich ma po raz pierwszy w życiu do czynienia z dziewczynami, które są miłe i otwarte i pociąga ich to. Jednocześnie często już od samego początku wiedzą, że nigdy żadnej z tych dziewczyn swoim rodzicom nie przedstawią. Pewnego dnia kilkuletni związek zakończy się, a dziewczyna dowie, że rodzina już zaaranżowała synowi małżeństwo z Induską. Chłopak oczywiście nic nie zrobi, bo nie w naturze Indusa jest sprzeciwiać się rodzicom. Niestety bardzo często mamy do czynienia z tak smutnym scenariuszem, a jest to rezultat braku świadomości tego w jak bardzo różnych środowiskach się wychowaliśmy. Nie znając obyczajowości indyjskiej dziewczyna nie może wiedzieć w jakim stopniu związek pomiędzy osobami z dwóch różnych światów narusza ich normy społeczne. Partnerstwo osób z różnych kast, stanów, czy przynależących do różnych religii nie jest w Indiach na porządku dziennym, a historie te często kończą się tragicznie. Europejkom, które Indie często znają jedynie z produkcji bollywoodzkich, trudno jest to zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować odmienność swojego wybranka. Dlatego niezmiernie trudno jest odpowiedzieć na pytanie czy taki związek może być szczęśliwy. 
Na pewno będzie w nim więcej bólu, więcej wyrzeczeń i kompromisów. Dziewczyny, które chciałyby spróbować odnaleźć się w takim związku, powinny dowiedzieć się jak najwięcej na temat rodziny ukochanego. Jeżeli ten po dłuższym czasie wciąż zwleka z przedstawieniem nas mamie lub siostrze, lub o nas w ogóle nie wspomina, warto dociec przyczyny. Bardzo ważnym jest również, aby już na początku takiego związku ustalić pewne rzeczy. Mam na myśli tutaj zwłaszcza problem religii, który daje o sobie znać wraz z pojawieniem się pierwszego dziecka. Nie wolno decydować się na pochopny wyjazd do Indii, które bądź co bądź kuszą i przyciągają. Dlatego miesięczne wakacje to dobry okres aby choć w niewielkim zakresie poznać miejsce w którym chłopak się wychował, a najlepiej jego rodzinę. Trzeba pamiętać, że indyjski świat, to jednak wciąż świat w którym rządzi mężczyzna. 
Oglądając najpiękniejsze produkcje rodem z Indii trudno nam będzie uwierzyć, że historie przedstawione na dużym ekranie to tylko wymysł wyobraźni. Choć Indusi jeszcze do siebie takiego uczucia nie dopuszczają, to w młodym pokoleniu powoli budzi się chęć stanowienia samemu o swoim życiu. Nastolatki spotykają się na uczelni, robią wspólne projekty, pracują, a przy tym jest mała szansa, że nie zaiskrzy. Niestety opór społeczeństwa jest wciąż bardzo duży przez co dochodzi do częstych ucieczek młodych zakochanych. Nierzadko też młodzi ludzie spotykają się przez wiele lat wiedząc, że pewnego dnia małżeństwo któregoś z nich zostanie zaaranżowane przez rodziców. Do tego czasu przeżywają prawdziwą miłość i nie mając żadnego planu jak uratować to uczucie żyją chwilą. Nie ulega jednak wątpliwości, że Indie wykształcone bardzo powoli, ale się zmieniają, a tryumf miłości od pierwszego wejrzenia jest prawdopodobnie tylko kwestią czasu!

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Krowa - zwierzę święte?

W indyjskiej tradycji religijnej zajmuje ona szczególne miejsce pośród wszystkich stworzeń. Nosi miano "bogini" i chociaż nie oddaje się jej czci w świątyniach podobnie jak innym bóstwom, to zawarte w świętych księgach Indii - Wedach - nakazy jasno mówią o szacunku dla... krowy: Mówię do was: nie krzywdźcie krów, ponieważ wyrządzając im krzywdę, krzywdzicie ziemię i całą ludzkość (Rygweda 8.101.15). Jeżeli taki przekaz znalazł odzwierciedlenie w zbiorze esencji indyjskiej mądrości, to możemy sobie wyobrazić jak ważną rolę krowa odgrywała w starożytnych czasach. Czy jednak Indie współczesne otaczają te zwierzęta podobnym szacunkiem? Z jednej strony sam Gandhi wyrażał się o krowach z najwyższym uznaniem: Dla mnie krowa jest ucieleśnieniem wszystkich form życia poniżej ludzkiej. Dzięki niej wierzący człowiek może odczuwać swoją jedność ze wszystkimi żywymi istotami... Chronić krowę to chronić wszystkie boże stworzenia. Jego słowa odwołują się do przede wszystkim do użyteczności tych zwierząt, a więc do pięciu substancji, które można otrzymać właśnie dzięki krowie. Są to: mleko, twaróg, ghee (sklarowane masło), ale także uryna i łajno, które w Indiach uważa się za substancje o właściwościach oczyszczających. Krowy odgrywają  również ważną rolę w ekonomii tego kraju. Krowie łajno sprawdza się świetnie jako tani nawóz, a nie rzadko przechowuje się je również w podziemnych zbiornikach, gdzie powstaje z niego metan, używany potem do ogrzewania, czy gotowania. W biedniejszych częściach kraju jest ono również używane jako środek do dezynfekcji, kompresów i czyszczenia.
To właśnie według tradycji krowy bardzo drogie są bóstwu Krysznie, który nierzadko zwany jest Gopalem lub Gowindą, co oznacza, że darzy on wielką miłością właśnie te zwierzęta. Nie wspominając już o nazwie świętej ziemi Kryszny - Wradż (pastwisko) i jego duchowej siedzibie Goloce (świat krów), które mówią same za siebie. Sam wątek miłości bóstwa do krów przewija się również w całej literaturze wedyjskiej. Stąd też wynika fakt, iż Wedy kładą szczególny nacisk na poszanowanie życia wszelkich istot, a zwłaszcza krów. Nighantu, czyli swoistego rodzaju wedyjska "encyklopedia", podaje aż dziewięć sanskryckich nazw krowy. Tylko kilka spośród nich to aghnja, czyli "nie do zabijania", ahi, a więc "ta, której nie wolno zabijać", czy aditi - "ta, której nie wolno ranić". Wszystkie te określenia wskazują na szczególną, można by powiedzieć uprzywilejowaną pozycję krowy pośród innych zwierząt i znajdują się również w Mahabharacie
Wedy, które wielokrotnie podejmują temat bogiń-matek, mówią nie tylko o szczególnym szacunku wobec tych zwierząt, ale i jasno wskazują drogę postępowania wobec tych, którzy mogliby dopuścić się zbrodni zabicia świętego zwierzęcia: Krowy nazywane są aghnja, co wskazuje, że nie wolno ich zabijać. Któż więc popełniłby taki czyn? Ten kto zabija krowę lub byka, z pewnością dopuszcza się najbardziej ohydnej zbrodni (Śanti-parwa 262.47).

Wygląda jednak na to, że w dzisiejszych czasach istnieje duża przepaść między teorią i praktyką, a Indie pokazują całkowicie inną twarz pretendując do roli jednego z największych eksporterów wołowiny na świecie. Pomijając jednak ten fakt, chciałabym skupić się na "codzienności" zwierząt określanych mianem świętych. Rzeczywiście, krowy możemy spotkać w najmniej przez nas oczekiwanym momencie lub w najmniej odpowiednich miejscach, biorąc pod uwagę fakt, że żyje się w dużym mieście. Często spacerują one poboczem drogi szybkiego ruchu, lub chodnikiem, nie zważając na pędzące samochody, wściekle trąbiące ryksze i przeciskających się przez to wszystko ludzi. Czasami towarzyszy im właściciel, czasami pastuch, lecz najczęściej krowy te zmierzają w nieznanym kierunku i najprawdopodobniej są niczyje. Można je spotkać leniwie wyciągnięte na plaży, czy na terenach zielonych. Wszędzie jednak gdzie tylko natknęłam się na boginie-matki zauważyłam, że ludzie zdają się nie zwracać na nie uwagi, choć ja prawie krzyknęłam ze strachu, kiedy pewnego dnia wracając z zakupów drogę przeciął mi dorodny byk. Krowy zdają się być majestatyczne, kroczą powoli uodpornione na hałas i na tłumy ludzi. Nie rzadkim widokiem jednak są też zwierzęta okrutnie wychudzone, przeżuwające plastikowe torby i inne wszechobecne śmieci. Taki widok zawsze budził we mnie formę zaprzeczenia. Tak wielu głodnych ludzi przechodzi obojętnie obok tych zwierząt, często z wymionami boleśnie nabrzmiałymi od mleka. Indusi jakby zapomnieli o bogini, nie biorąc zupełnie pod uwagę możliwości wyprowadzenia zwierzęcia na tereny zielone, zwłaszcza na obrzeżach miasta.
W miastach, w przydrożnych dhabach, można też kupić potrawy z wołowiny. Mocno przyprawione, pikantne mięso wołowe z cebulą udało mi się dostać w formie gulaszu. Fakt, że nie miałam żadnego problemu z zakupem wołowiny świadczy też o tym, że Indusi chyba lubią to mięso, choć w żadnym tradycyjnym domu się go nie przyrządza. Zaryzykuję też stwierdzenie, że konsumpcja gulaszu wołowego jest raczej domeną mężczyzn, którzy często nie podporządkowują się religijnym nakazom. I dlatego choć mięso to jest dostępne, to z moich obserwacji wynika, że nie jest ono jeszcze szczególnie popularne. Wielkim znakiem zapytania jest również pochodzenie mięsa wołowego. W Indiach nie ma przepisów nakazujących oznaczenie pochodzenia danego mięsa. Jedynie w dużym supermarkecie znajdziemy na opakowaniu datę ważności. Mimo wszystko trzeba bardzo uważać i sprawdzać kupowane przez nas mięso, ograniczając jednak spożycie mięsa wołowego. W Indiach bardzo korzystna cenowo jest choćby przepyszna baranina, można również dostać wspaniałe ryby i owoce morza, nie wspominając już o wszechobecnym i niezwykle popularnym kurczaku. Będąc w Indiach trzeba jednak liczyć się z tym, że mięso jest drogie i przeciętna pensja nie pozwala cieszyć się nim zbyt często. Mięso to rarytas na jaki wielu Indusów nie może sobie pozwolić. To dlatego też w Indiach bardzo popularne są tanie restauracje wegetariańskie typu "Greenfields".
 Muszę przyznać, że mieszkając w Indiach mocno ograniczyłam spożycie mięsa, co oprócz ceny wynika również z faktu, że indyjska kuchnia wegetariańska jest przepyszna i mocno zróżnicowana. Dlatego jadąc do Indii warto odwiedzić "Shree Krishna" lub "Greenfields", a owoc zakazany, czyli wołowinę pozostawić Indusom ;-)


* Wszystkie cytaty Wed pochodzą z książki: 
Rosen Steven J., Nieznane piękno Indii, The Bhaktivedanta Book Trust International, Inc. 2011

niedziela, 8 grudnia 2013

Coś dla zdrowia!

Jakiś czas temu przedstawiłam Wam moje ulubione warzywo, okrę, zwaną w Polsce piżmianem jadalnym. Smaczne i zdrowe urozmaicenie wielu potraw, a zwłaszcza aromatycznego sambaru. Dzisiejszym bohaterem jest, może nawet bardziej popularna, przepękla ogórkowata, od lat ceniona za swoje walory zdrowotne w krajach azjatyckich, a także na kontynencie afrykańskim. Roślina ta, nazywana po polsku również balsamką ogórkowatą, zawdzięcza swoją nazwę zielonym owocom, nieco przypominającym ogórka.
Występuje ona przede wszystkim w krajach tropikalnych, jednak i u nas można spotkać ją w sklepach z azjatycką żywnością. Od niedawna przepękla uprawiana jest również na południu Europy, ze względu na cieplejszy klimat. Skąd jednak wzięło się zainteresowanie tym bardzo popularnym w Indiach, lecz niełatwym w uprawie warzywem u nas? Swoją sławę przepękla zawdzięcza właściwościom leczniczym. Udowodniono bowiem, że zawarte w niej substancje mogą mieć działanie przeciwnowotworowe i przeciwcukrzycowe. Spożywanie potraw z tym warzywem jest szczególnie polecane osobom chorującym na cukrzycę, gdyż zawarte w nim substancje skutecznie obniżają poziom cukru we krwi. Ponad to upodobany przez Indusów "bitter melon" albo "bitter gourd" jest bogaty w witaminy (A, B1, B2, C), zawiera minerały, takie jak żelazo, oraz lecytynę, która świetnie wpływa na pamięć, olejki aromatyczne i glukozydy. 

Choć przepękla jest prawdopodobnie najbardziej gorzkim warzywem na świecie, to zwłaszcza Indusi i Japończycy nad wyraz ją sobie upodobali. Każdy, kto podróżuje po Indiach powinien chociaż raz jej spróbować. Nie jest ona jednak łatwa w przygotowaniu, dlatego najpierw warto podglądnąć indyjskie mamy w kuchni, albo wybrać się do dobrej wegetariańskiej restauracji. 
Do przyrządzania potraw najczęściej używa się młodych owoców tej rośliny. Aby zniwelować gorzki smak, bitter gourd należy opruszyć solą i pozostawić na kilka godzin, a następnie porządnie opłukać w zimnej wodzie. Niektórzy zalewają go roztworem wody z solą i moczą przez kilka godzin, co również ściąga posmak goryczy. Kolejnym krokiem, aczkolwiek nieobowiązkowym, jest wycięcie pestek. Czasami Indusi zeskrobują też delikatnie zewnętrzną część warzywa, ale nie wydaje mi się to najlepszym rozwiązaniem po kąpieli solnej. To właśnie w skórce jest najwięcej witamin i substancji mających świetny wpływ na nasz organizm. 
Na koniec tak przygotowanie owoce można dusić, albo obsmażyć. W Japonii, a dokładniej w Okinawie, gdzie "gorzki melon" nazywany jest goyą, przygotowuje się specjalną zupę lub smaży goyę w cieście na głębokim tłuszczu. Indusi najczęściej podają bitter gourd w curry, gdzie dodatkowo niwelują gorzkawy posmak poprzez odpowiednie dodatki. Na południu subkontynentu niezwykle popularny jest kokos, na północy przepęklę podaje się z jogurtem, lub z innymi warzywami (sabzi). 

Ja bardzo lubię podawać bitter gourd z czerwoną soczewicą. Równie popularne jest curry z orzechami, które nie tylko są zdrowe, ale i delikatnie przełamują smak. W innych częściach świata "gorzki melon" podawany jest jako dodatek do mięs lub nim faszerowany, wyrabia się z niego soki (bardzo popularne w Japonii i w Indiach) i nalewki, zaś z jego liści po ususzeniu zdrowe herbatki. 
Bitter gourd to wspaniałe i oryginalne warzywo, które pięknie prezentuje się na talerzu. Dobrze przygotowane jest nie tylko ucztą dla podniebienia, ale i doskonałą potrawą dostarczającą naszemu organizmowi mnóstwo potrzebnych i ważnych elementów. Warto rzucić okiem na kilka przepisów internetowego szefa kuchni Vah Reh Vah, a potem spróbować swojej własnej wariacji kulinarnej z "gorzkim melonem" :-) Smacznego!

czwartek, 7 listopada 2013

Mangalyaan, czyli o tym jak Indusi chcą zdobywać Marsa

W 2008 roku Indie stały się areną dla międzynarodowego sukcesu, kiedy to wysłana przez nich pierwsza bezzałogowa sonda Chandrayaan-1 wykryła cząsteczki wody na Księżycu. I chociaż niecały rok później misja została zakończona na skutek niespodziewanej utraty kontaktu z sondą, to Indusi już po upływie niespełna 5 lat wysyłają w kosmos kolejną sondę, tym razem w kierunku Marsa. Celem tej misji jest nie tylko pochwalenie się zdolnościami technologicznymi kraju, ale i stworzenie nowych miejsc pracy.  

TV screen shot
Nie brakuje jednak w Indiach głosów mocno krytykujących start kosztującej 54 000 000 Euro sondy. Co czwarta głodująca na świecie osoba to Indus, podkreślana jest więc mocno konieczność zniwelowania w pierwszej kolejności problemów już istniejących na ziemi. Z drugiej strony wielu młodych ludzi jest podekscytowanych tym nagłym podbojem kosmosu. Mówi się o prestiżu oraz szybkim rozwoju Indii, przypieczętowanym poprzez właśnie takie osiągnięcia. 
Nie zmienia to jednak faktu, że stawka jest wysoka. Dotychczas tylko Stanom Zjednoczonym, Rosji i Europie udało się dotrzeć do Czerwonej Planety, a ponieważ plany Chin i Japonii zostały skazane na niepowodzenie, Indie mają szansę stać się w Azji numerem jeden w sprawie wypraw na Marsa. Szef ISRO Koppillil Radhakrishnan twierdzi jednak, że to nie wyścig o panowanie w kosmosie jest w tej kwestii rozstrzygającym czynnikiem. Podkreśla on znaczenie tego wydarzenia z naukowego punktu widzenia, gdyż misja ta mogłaby dostarczyć odpowiedzi na wiele nurtujących nas dzisiaj pytań, między innymi, czy na Marsie obecny jest metan, jak i pozwolić wyciągnąć wnioski na temat ewentualnej obecności człowieka na tej odległej planecie. 
Indie prowadzą własny program kosmiczny już od 1963 roku. Dotychczas jednak chodziło niemal wyłącznie o przedsięwzięcia kosmiczne, które można było wykorzystać dla poprawy jakości życia na Ziemi. Angażowano się więc w projektowanie, budowę, a także umieszczanie na orbicie satelitów mających usprawniać połączenia telekomunikacyjne, czy ostrzegać przed kataklizmami. Tym razem Indusi stawiają na rozwój ekonomiczny kraju chcąc przyciągnąć zagranicznych inwestorów. Wszystkie instrumenty pomiarowe, sonda, oraz rakieta wynosząca ją na orbitę są produkcji indyjskiej. Jeżeli misja zakończy się sukcesem, Indie staną się pierwszoligowym graczem na kosmicznej arenie. Taki obrót sprawy miałby pociągnąć za sobą gwałtowny boom przemysłu lotniczego, rozwój nawigacji i technologii satelitarnej oraz stworzenia milionów nowych miejsc pracy dla młodych i zdolnych Indusów. 
Sonda, która ma do przebycia ponad 780 mln kilometrów, powinna dotrzeć na orbitę Czerwonej Planety we wrześniu przyszłego roku. Sukces będzie dla Indii z pewnością istotnym punktem rozwoju, porażka pożywką dla sceptyków. Ja na razie będę mocno trzymała kciuki, bo Indie, które obecnie tkwią w kryzysie, potrzebują tego sukcesu. Chociaż muszę przyznać, że i w moim sercu tli się niewielki płomień niezrozumienia dla tej inwestycji. Gdybym jednak miała wybór, myślę, że nie wahałabym się w przeznaczeniu tych funduszy na rozwój szkół czy na pomoc dla najuboższych, ale przede wszystkim na rozwój infrastruktury kraju. Bo czy w tym wypadku można mówić o wyborze większego dobra?

Więcej informacji na temat misji sondy Mangalyaan znajdziecie tutaj.

niedziela, 13 października 2013

Navaratri

Dzisiejsze uroczyste obchody święta Navaratri zostały zakłócone przez tragedię, która wydarzyła się w pobliżu świątyni Ratangarh, około 60 km od miasta Datia w środkowych Indiach. Conajmniej 80 ludzi poniosło śmierć, a ponad 100 odniosło obrażenia w wyniku paniki jaka wybuchła wśród tysięcy wiernych, którzy próbowali przekroczyć most na rzece Sindh. Większość ofiar została stratowana na śmierć na moście, inni utonęli w rzece nie mogąc się uratować. W oficjalnych raportach mówi się o tym, że panika wybuchła w chwili, gdy ktoś rozpuścił plotkę o tym, że most jest bliski zawalenia się. Jednak na stronie Times of India możemy przeczytać szokujące zeznania świadków tej tragedii:

I was there at the bridge during the stampede and I have seen policemen dumping over two dozen pilgrims, some of them alive, into the river... 
Geeta Mishra, 55, a resident of Bhind

Piętnastoletni Asish, którego młodszy brat zginął wskutek licznych obrażeń po tym jak spadł z mostu, opisuje: I fell on my knees and begged the cops to allow me to take my brother's body home. But they pushed me off the bridge, saying that I too should die.  

Według zeznań wielu naocznych świadków, policjanci spychali pielgrzymów z mostu, a nawet kradli pieniądze oraz inne kosztowności z ciał, zanim wyrzucili je w odmęty rzeki Sindh. Bardzo szybko doszło do eskalacji negatywnych nastrojów. 

Jai Hind - Ugly face of Indian Police weaned on corruption, tools of politicians and they supplement their incomes with bribes. Never report a crime to an Indian Policeman - Instead of registering FIR - He will raid your house. Seek ways and means to fleece you with bribes. They are paid by public but have no customer care training or way to serve public.
Karam, Delhi

Chociaż problem korupcji jest powszechny w Indiach, a w internecie nie brakuje negatywnych komentarzy, to jednak wydaje się, że przejawy heroizmu można odnaleźć tylko w sieci. Większość Indusów godzi się na łapówki, a policja jak nie miała dobrego imienia, tak chyba na razie mieć go nie będzie. Tylko rozgłos zdobyty dzięki mediom pozwala zwrócić uwagę na poważne sprawy, takie jak tragedia nad rzeką Sindh, czy w Biharze. 

When there are so many witnesses, how can one ignore their statements. It is a very serious matter and media is requested to go deep into the matter and force the state govt. to take exemplary and swift action against the culprits.
Indranil Chowdhury, Bargarh

Njawiększym chyba problemem, który również zaobserwowałam, jest brak reakcji społeczeństwa. Indusi często bagatelizują poważne sprawy, reagując słynnym "that's India, what to do". Niestety tylko bardzo niewielka grupa ludzi walczy o lepsze jutro i wierzy, że w Indiach mogą nadejść zmiany. Sceptycyzm jednak udziela się również i mi, chociaż staram się ufać, że sprawa nie przycichnie, jak wiele innych po tygodniu, a winni zostaną ukarani. 


I jeszcze kilka słów o Navaratri. Festiwal ten dedykowany jest bogini Durdze, a obchodzony pod koniec pory monsunowej. Data ustalana jest według kalendarza księżycowego, tak więc zdarza się, że święto obchodzi się pod koniec września, lub na początku października. Samo słowo "navaratri" oznacza "dziewięć nocy", podczas których czci się kolejne wcielenia bogini. 
W różnych częściach kraju festiwal ten ma swoje tradycje i obchodzony jest na różne sposoby. Jednak chyba najbardziej znane i ekstrawaganckie uroczystości można przeżyć w zachodnich Indiach, w całym stanie Gujarat, oraz w Bombaju.
W zachodnich Indiach Navaratri obchodzone jest poprzez dziewięć nocy nieustannego tańca. 
Tradycyjne tany Gujaratu, takie jak Garba, czy Dandiya Raas wykonywane są przez tancerzy ubranych w bajecznie kolorowe ubrania. Tańczy się zaś w kole, używając przy tym małych zdobionych laseczek zwanych "dandiya", które są wykorzystywane również w dandiya raas. 
W Bombaju taniec przenosi się na stadiony i do klubów w całym mieście. I chociaż w tej ogromnej metropolii garba i dandiya wciąć zachowały tradycyjne elementy, to wprowadzenie "disco dandiya" dodało uroczystościom w Bombaju nowoczesnego, ale i czarującego smaku. W dzisiejszych czasach młodzi Hindusi uwalniają się w tańcu do fuzji zremiksowanych indyjskich hitów i głośnej muzyki pop.  
W Delhi elementem obchodów Navaratri są również "Ramlila plays", czyli pokazy teatralno-taneczne, przedstawiające życie Ramy. które odbywają się w całym mieście. Ostatniego dnia festiwalu podczas "Dussehra" spalana jest podobizna demona Ravana. Tradycje te mają swoje korzenie w mitologii indyjskiej. Według przekazów zawartych w "Ramayanie", Rama modlił się pierwszego dnia Navaratri do bogini Durgi o boską moc, potrzebną do zabicia Ravana. Otrzymał ją wprawdzie już ósmego dnia, Ravana pokonał on jednak dopiero dnia dziesiątego, stąd świętowanie "Dussehry". W tym roku największy wizerunek Ravana, aż 200 metrów wysokości, można zobaczyć podobno w niewielkim miasteczku Barara (około 80 km od Chandigarh).

Generalnie w ciągu dziewięciu dni Navaratri Bogini Matka czczona jest w jej różnych formach, jako Durga, Lakshmi oraz Saraswati. Każda z bogini czczona jest przez trzy dni z rzędu, zaczynając od Durgi, bogini zniszczenia, poprzez Lakshmi, która ma obdarzać dobrymi cnotami i szczęściem, aż po Saraswati, która wpaja mądrość i wiedzę duchową. Oddawaniu czci powinien towarzyszyć post, który odbywa się w godzinach porannych, wieczory zaś mają dawać wytchnienie w ucztowaniu i tańcu.  

Jak już wspomniałam wcześniej festiwal kończy się dziesiątego dnia "Dussehrą", czyli zwycięstwem dobra nad złem. Dussehra obchodzona jest głównie w północnych Indiach. W zachodnich rejonach kraju Navaratri i Dussehra obchodzone są pod nazwą Durga Pooja. 

Punktem kulminacyjnym jest jak już wspomniałam, palenie kukły Ravany. Także i ten ostatni dzień celebruje się w różnych częściach Indii na różne sposoby. W Mysore odbywa się wiele imprez kulturalnych i targów, a także niezwykła parada udekorowanych słoni, oraz strażników eskortujących konno boginię przez miasto. W Manali zaś bóstwa obwożone są na kolorowych wozach, nie brakuje też tańca i dobrej uczty. 

Dussehra jest uważana za najpomyślniejszy czas kultu przeróżnych "narzędzi" używanych do zarobkowania. W dzisiejszych czasach termin ten obejmuje również komputery, czy samochody! Korzenie tego zwyczaju można odnaleźć w "Mahabharacie". Zgodnie z legendą Arjuna ukrył swoją broń w drzewie. Kiedy bezpiecznie powrócił rok później w dzień Dussehry, odzyskał ją. W rezultacie bohater postanowił wielbić broń i drzewo. 

Na koniec taniec dandiya raas z miasta Kanpur, w północnych Indiach: