środa, 5 czerwca 2013

Kulinarnie!

Dzisiaj "co nie co" na temat dość obszerny, czyli kuchnia indyjska. Wiekszość z was pewnie za nią przepada - aromatyczne sosy, przyprawy, egzotyczne składniki do których nasze podniebienia nie są przyzwyczajone. Kiedy byłam jeszcze w Europie, zwłaszcza będąc na studiach w Berlinie i w rodzinnym Krakowie przeszłam przez większość lokali oferujących dania kuchni indyjskiej, które owszem były bardzo bardzo smaczne, tylko tak naprawdę niewiele miały wspólnego z prawdziwą, tradycyjną kuchnią. Myślę, że może to być spowodowane dwoma czynnikami. Hindusi jedzą kilka posiłków dziennie, a na obiad zazwyczaj coś wegetariańskiego. Dopiero ostatni wieczorny posiłek jest zazwyczaj wzbogacony o mięso lub ryby. Niestety rzeczywistość jest taka, że zwykłe, przeciętne rodziny nie mogą sobie pozwolić na kupowanie mięsa codziennie, więc potrawy bazują na jednym, dwóch rodzajach warzyw i milionie przypraw. Kiedy codziennie próbowałam lunchu moich kolegów i koleżanek z pracy byłam zadziwiona, a oni zaszokowani moimi posiłkami. Ja też często, zwłaszcza tutaj, gotuję różne gravy czy mój ulubiony sambar, tylko z tą różnicą, że są to dość zróżnicowane i bogate w składniki odżywcze posiłki. Typowy zaś lunch moich znajomych z pracy składał się z kilku placuszków roti i na przykład poszatkowanej papryki z przyprawami, lub sam szpinak z ryżem. My w Europie jemy dość obfite obiady, zupa, drugie danie, na koniec coś słodkiego. Także tutejsze przyzwyczajenia pewnie nie każdemu przypadłyby do gustu. Drugim czynnikiem natomiast jest ostrość potraw. Jedzenie tutaj w Indiach jest chyba z 10 razy ostrzejsze niż to serwowane nam w indyjskich restauracjach ;-) I nawet kiedy proszę o specjalną, mało ostrą wersję, dostaję coś palącego moje podniebienie. Dzisiaj już wiem, że trzeba zawsze podjadać jogurt, tutejszy curd, lub popijać mleczne mango lassi :-) Lody na deser też się świetnie nadają do zneutralizowania ostrości kapsaicyny. Spróbujcie indyjskich pistacjowych lodów Kulfi!
Myśląc o kuchni indyjskiej należy pamiętać, że jest ona ogromnie zróżnicowana i same przyzwyczajenia smakowe są różne w każdym stanie. W Europie najbardziej popularna i lubiana jest kuchnia pendżabska. Mnie najbardziej do gustu przypadła natomiast kuchnia Indii południowych. Również ostra, ale dużo w niej potraw bazujących na kokosie i lekkich chutney.
Coś, co musicie spróbować będąc w Indiach koniecznie to Dosa. Kiedy otworzycie menu w dowolnej restauracji ogarnie was przerażenie: 80 różnych rodzajów dosy, a w nazwy praktycznie takie same :-) Najlepiej jest zamówić plain dosa, która będzie serwowana z sambarem i kokosowym chutney. Palce lizać!


Na zdjęciu dosa domowej roboty z pomidorowym chutney i ziemniaczkami :-) Dosa to po prostu cieńkie "naleśniki" wyrabiane ze sfermentowanej mąki ryżowej i soczewicy. Brzmi może niezbyt zachęcająco, ale warte grzechu! Zazwyczaj je się ją na śniadanie.
Bardzo popularne w kuchni południowych Indii są również Idli. Je się je zazwyczaj na śniadanie, mogą być jednak podawane też jako przękąska w ciągu dnia. Wyglądają jak małe bułeczki i są wyrabiane z mąki ryżowej, chyba też sfermentowanej. Podawane najczęsciej z sambarem i chutneyami.


Idli to te białe placuszki ;-) Do nich zielony i kokosowy chutney. A na talerzu ponad to Wada, czyli przybierająca kształt pączka mieszkanka ziemniaczków, soczewicy, cebulki, kolendry i innych przydających smaku składników. Podawane oczywiście z uwielbianym na południu sambarem i chutney.
Słodka mieszanka obok to podobno indysjka hałwa (niestety zapomniałam nazwy). Bardzo słodka, z orzechami i z pewnością z ghee. Dość smaczna, podawana na ciepło ;-)


Te słodkości to rozsławione poprzez filmy Bollywood Laddu, których rodzajów i smaków są niezliczone ilości. Mnie przypadły do gustu te niesmażone w oleju, bakaliowe. No i mój ulubiony Mysore, czyli indyjska wersja krówki, słodka jak nieszczęscie i na bazie ghee, ale pyszna! Warto się połakomić ;-)


Tak wygląda dość typowa indyjska kolacja. Ryż, lub roti (na południu zwane fulką), chicken lollipop, jajko i lekkie gravy z kapustki. Kiedy jest się w Indiach warto spróbować wypiekanych w piecu tandoor chlebków Naan, najlepiej z masłem i czosnkiem, a do tego smaczne gravy. W Indiach menu dzieli się na veg i non-veg, a same nazwy potraw zależą od jej składników. Np. Alu Methi, czyli jak ostatnio się dowiedziałam Alu z Methi ;-) Najprościej mówiąc ziemniaki w sosie z Methi, które smakiem i wyglądem przypomina szpinak, jest jednak bardziej gorzkie. Alu Gobi to ziemniak i kalafior, a Palak Paneer to ser przypominający Tofu w szpinaku. Także z pomocą słownika można to jakoś ogarnąć ;-)
Hindusi, choć ich kraj słynie z herbaty, nie mają w zwyczaju picia jej w takich ilościach jak my Europejczycy. W pracy wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni kiedy wyciągałam swoje torebki Twiningsa i plasterek cytryny. Kiedy wytłumaczyłam im, że pysznie jest dodać zamiast cukru odrobinkę soku z maliny lub porzeczki stwierdzili, że wywar jest niesmaczny i gorzki ;-) Indyjski czaj pije się towarzysko i w małych ilościach. Jest on bardzo słodki i mleczny w smaku.


Przygotowanie czaju jest bardzo łatwe. Gotujemy w garnku wodę, ścieramy odrobinę imbiru, dodajemy kardamon. Nasz czaj możemy wzbogacić o odrobinę cynamonu i goździki. Po kilku minutach dodajemy sypaną herbatę, zaparzamy, a na koniec dodajemy taką samą ilość mleka jak wcześniej wody. Nie zapominamy o cukrze, sporo! Zagotowujemy delikatnie i voila! Hindusi, przynajmniej w Maharastrze lubują się w listkach herbaty marki Brooke Bond, ja za nią nie przepadam, jednak smak samej herbaty ginie trochę w ogromie przypraw, więc nie musi to być najlepsza herbatka.
Na koniec tego smakowitego tematu chciałam wam pokazać jeszcze w jaki sposób podawany jest posiłek po ceremoni ślubnej, lub tzw. Reception.


Najpierw dostajemy nasz bananowy liść. A potem to już tradycyjnie: roti, tutaj paneer w pomidorowym sosie, papad, kokosowy chutney, kurczak w chili, uwielbiane w indiach pikle (różne warianty z mango, a nawet rybne), ryż i coś słodkiego. Muszę powiedzieć, że jedzenie było okropnie pikantne i palące i niestety nie dane mi się nim było nacieszyć, ale tak właśnie jedzą hindusi :-)

Na sam koniec chciałabym podzielić się z wami jednym z moich ulubionych przepisów na Prawn Curry, wersja prawie oryginalna ;-) Z czasem będę dodawać przepisy na coś oryginalnego i smacznego i bardzoooo indyjskiego!

Prawn Curry
Co potrzebujemy:
- krewetki, duże, oczyszczone
- 4-5 pomidorów
- 4 ziarna kardamonu
- mała pałeczka cynamonu
- 4 goździki
- pasta imbirowo-czosnkowa
- 1 duża cebula
- mieszanka przypraw garam masala
- kolendra (zarówno świeża jak i suszona)
- kurkuma
- chili powder
Chyba nic nie zgubiłam ;-)

Najpierw obieramy cebulkę, kroimy według uznania, ale polecam w jak najmniejszą kosteczkę. W międzyczasie przez 30 sekund prażymy na oleju kardamon, cynamon i goździki, po czym dodajemy skrojoną cebulkę i dusimy przez jakieś 3, 4 minuty. Kolejnym obowiązkowym krokiem jest dodanie pasty imirowo-czosnkowej (jedna-dwie łyżeczki). Mieszamy zamaszyście i dusimy aż ulotni się zapach czosnku. Dopiero wtedy dodajemy łyżeczkę płaską garam masali, jedną kurkumy, jedną kolendry suszonej, pół łyżeczki chili i dusimy dalej. Najważniejsze jest, żeby nie za szybko dodać wszystkie składniki. Aromaty muszą się wyzwolić i przegryźć, dopiero wtedy uzyskamy super efekt. Po około 7 minutach dodajemy odrobinę wody i podduszamy kolejne 4-5 minut. W międzyczasie robimy puree z pomidorków. Jak nie macie blendera to można przeciąć na pół i zetrzeć na tarce. Dodajemy starte pomidory, wodę (na oko, żeby było nie za gęste i nie za wodniste) i krewetki. Krewetki warto zamarynować wcześniej w jogurcie naturalnym i odrobinie kurkumy - można też dodać sól od razu lub też na koniec gotowania razem z pieprzem. Przykrywamy i dusimy ostatnie 15 minut od czasu do czasu mieszając. Jeśli woda zbyt odparuje i sos będzie za gęsty to można dodać odrobinę więcej, według uznania, a same pomidorki można też wzbogacić odrobiną skoncentrowanego przecieru. Curry podajemy z ryżem (u nas najlepszym wyborem będzie basmati) i dekorujemy świeżo posiekaną kolendrą. Smacznego :-)!!!


Na zdjęciu moje krewetkowe curry z ryżem na typowym plastikowym indyjskim talerzu :-) 

9 komentarzy:

  1. Agree with you on the diverse food habits of the Indians and the Europeans.
    That special chai with Ginger and cardamom is heavenly, and that picture of the chai is inviting :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. This blog is my try to describe India with my eyes, on the same time I'm trying to be objective, so I am very happy, that you Haddock as an Indian are agreeing with my personal observations ;-)
    I love tea and each and every moment I have a cup of this aromatic drink on my table :-) An indian chai is very tasty but unfortunately I cannot drink it in same quantities as a pure tea cause my sugar level could increase highly ;-) And without is not the same. Cheers! (with chai:)!)

    OdpowiedzUsuń
  3. For that I follow is, whenever I make tea at home I don't add sugar :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten słodki deser to pewnie halawa, uwielbiam taką robić, szkoda tylko, że jest taka kaloryczna i zawiera tyle masła i cukru. Ale jest naprawdę przepyszna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. thecieniu, zapytałam właśnie męża, oczywiście masz rację, to halawa. to był mój pierwszy miesiąc w Indiach i jeszcze nie byłam tak obeznana w ich słodyczach ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przy okazji! Krewetki zazwyczaj są gotowe już po 3-5 minutach, więc nawet lepiej je dodać na samym końcu. Ja dodaję wcześniej, żeby ich aromat przegryzł się z sosem. Ale można też na samym początku je podsmażyć, potem odstawić, a samo curry na tym samym oleju przyrządzić :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpisy z polskich blogów podróżniczych. Najlepsze. Najciekawsze.
    http://abroad.blog.pl/2013/07/31/jak-wyglada-prawdziwa-kuchnia-indyjska/

    OdpowiedzUsuń
  8. Taka kuchnia to dla mnie raj. Nie dość, że tyle tam wegetariańskiego jedzenia, to jeszcze wszystko ostre, czyli tak jak lubię. Czekam na więcej przepisów. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A właśnie, Indusi swoje gravy praktycznie zawsze blendują, ja wtedy jeszcze nie miałam blendera i dlatego jest bardziej pływające, ale chodzi o smak! ;-)

    OdpowiedzUsuń