czwartek, 25 lipca 2013

FRO i policyjnych ekscesów ciąg dalszy!

Indyjska biurokracja jest tak fascynująca, a urzędnicy i policja tak skorumpowani, że ciągle jeszcze nie mogę przejść do porządku dziennego nad moimi kolejnymi wizytami w FRO. A może moja cierpliwość jest już na wykończeniu i powoli wkrada się frustracja, a może to tylko monsunowy deszcz tak na mnie działa. W każdym razie papiery leżą od ponad miesiąca złożone gdzieś w czeluściach urzędu i nie dzieje się nic. Prawie nic, gdyż zostałam zawezwana do przyniesienia zaświadczenia o niekaralności. Prosta sprawa, pomyślałam, w Niemczech płaciło się 17 Euro, a samo zaświadczenie przychodziło pocztą. Tutaj w Indiach na posterunek policji musisz udać się sam i sam takoweż zaświadczenie zdobyć. A zdobycie go bez uiszczenia łapówki to rzecz nielatwa, więc muszę przyznać, że jestem z siebie dumna :]
Budynek policji w mojej super dzielnicy, jak większość budynków urzędowych to straszna rudera. Pan oficer przyjął nas o godzinie 16ej i nie prędko stamtąd wyszliśmy. W pokoju leżały całe sterty zakurzonych akt, kilka zeszytów "przyszedłem, wyszedłem, odebrałem", a atmosferę umilały stare indyjskie szlagiery. Przez około godzinę próbowaliśmy tłumaczyć naszemu oficerowi o jakie zaświadczenie nam chodzi. W końcu dowiedziałam się, że najpierw muszę wypełnić kolejny papier o zameldowaniu w miejscu gdzie mieszkam. Podałam więc zadowolona moją C-form, która jest odpowiednikiem naszego zameldowania, ale Pan policjant otworzył tylko oczy szeroko ze zdziwienia: jak to jest możliwe, że mam C-form, bez uprzedniego wypełnienia formularza o zameldowaniu i odmówił wydania zaświadczenia. W międzyczasie w pokoju zjawił się jakiś Pan, który bieglej władał angielskim. Nie wiem kto to był, ale w dyskusję się wmieszał. Oczywiście z jego perspektywy sprawa jest bardzo, bardzo trudna, ale on ma przyjaciela, który takimi sprawami się zajmuje, on pomoże. Popatrzyłam na niego i zapytałam: Ile? Mnie żadnych pośredników nie potrzeba, a jak będzie trzeba to mam sprawdzonych znajomych, którzy prowadzą taką działalność. Stanęło na tym, że mam iść do zarządcy mojej society, który ma mi wypisać zaświadczenie, że tam mieszkam. Tłumaczę więc, że society nie ma obowiązku wystawienia mi takiego zaświadczenia, no i skąd zarządca może wiedzieć, kto aktualnie wynajmuje mieszkanie. Przecież pokazałam moją C-form, na której był (huh) podpis właściciela, pana Mirchandiego, że ja Aleksandra Karasiewicz, obecnie wynajmuję je razem z Parim.
Jak przypuszczałam society nie chciała mi wydać takiego zaświadczenia, więc znowu udaliśmy się na komisariat. Kolejne tłumaczenie, że jeżeli rzeczywiście potrzebują takiego zaświadczenia, dlaczego nie mogą mi dać odpowiedniego druku, przecież w Indiach na wszystko są druki. Policjant był uparty jak osiołek. Uczepił się tym razem argumentu, że moja C-form jest nieważna, a przecież podbita i wydana przez samo FRO. No więc skoro FRO popełniło błąd, to nie moja to wina, a skoro nie, to na pewno gdzieś jest druczek. Kolejna porażka. Powiem szczerze, że w tym momencie zadzwoniłam do Mr. Maka, który zbierał moje dokumenty i powiedziałam, że nie jestem w stanie zdobyć tego zaświadczenia bez łapówki, a łapówki wręczyć nie zamierzam. Pan Mak to bardzo sympatyczny pan z FRO, który prowadzi mój "case". Dwa tygodnie temu zjawił się mocno zapowiedziany, żeby sprawdzić, czy aby na pewno mieszkam z Parim, czy też uprawiamy małżeństwo dla papierów. Ja natomiast ucieszyłam się z towarzystwa, zaproponowałam herbatę i wciągnęłam pana Maka w rozmowę. Dowiedziałam się, że najczęściej nielegalni imigranci pochodzą z Iranu i Pakistanu. Sporo Filipińczyków. Ciekawa byłam też, jak w takim ogromnym kraju złapać takiego nielegalnego przybysza i powiem, że odpowiedź mnie zaskoczyła. Donosy. No cóż. Ciekawe czy na mnie też ktoś już doniósł! Pan Mak był w każdym razie szczerze zachwycony, że jestem chrześcijanką i, że na dodatek pochodzę z kraju papieża. I tak zaskrobiłam sobię sympatię pana policjanta na urzędzie ;-)
No i to właśnie pan Mak zadzwonił na policję w Viman Nagar i postraszył ich tam do tego stopnia, że następnego dnia moje zaświadczenie było gotowe, podpisane i do odebrania. Kiedy po nie przyszłam minęłam się z kimś, kto też odbierał jakiś papier, po czym wręczył policjantce 200 rupii, a ta włożyła je do kieszeni, uśmiechy, podziękowania i do widzenia. Wiem, że to nie jest majątek, ale po prostu się tym brzydzę. Ode mnie też Pani policjantka oczekiwała tipu, ale usmiechnęłam się i wyszłam. Grrrrrrrrrr!
Kolejny dzień znowu spędzilismy w FRO. Chociaż już miałam komplet dokumentów, dalej nie dobrze. Umówilismy się na spotkanie z okropnym panem Joshim. A ten najpierw rzucił okiem na wypłatę Pariego, potem szybko przeszedł do aktu małżeństwa i kazał nam po raz kolejny przyprowadzić świadków, żeby zaświadczyli o prawdziwości dokumentu. Mieli zjawiać się dzień po dniu, punkt 4ta po południu. Wiadomo było o co chodzi i już powoli mieliśmy dość. Pan Mak przewrócił oczami i wyszedł, a i jego komentarz był jednoznaczny: I am tired of this...
Postanowiliśmy jednak nie poddawać się tak łatwo i przyprowadziliśmy Mr Pai'a i jego żonę Vidiyę. Cierpliwie czekałam pod gabientem Joshiego, godzina 4ta mijała, a on nas ignorował. W końcu weszłam, przeprosiłam i spytałam, kiedy może przyjąć mnie i moich świadków, którzy przyszli jak prosił. Ten popatrzył tylko na mnie i machnął ręką, żebym teraz sobie poszła i przyszła jutro. Nie dałam się jednak i wiedząc jak bardzo arogancki był on wobec mnie i innych wcześniej, włączyłam dyktafon w telefonie, nic innego mi do głowy nie przyszło. Kilka razy jeszcze grzecznie poprosiłam, w końcu nasi świadkowie specjalnie zwolnili się z pracy, żeby nam pomóc. Niestety pan Joshi był okropnie niemiły i literalnie kazał mi się wynosić. Dałam mu do zrozumienia, że znam swoje prawa i, że jego obowiązkiem jest ich przyjąć skoro tego zarządał. Okazało się, że ego Starszego Pana Policjanta nie wytrzymało krytyki młodej dziewczyny. A dodam, że przy moim temperamencie byłam i tak bardzo grzeczna. Musiałam się strasznie hamować, chociaż widziałam, że już nawet Pari, który zazwyczaj jest oceanem spokoju, zaczynał się wkurzać. Poprosiliśmy więc pana Maka o pomoc i ten próbował się wstawić za nami.
W pokoju siedziała jeszcze inna para, Filipinka i Hindus, no i zaczął się cyrk. Pan Joshi kazał Filipince opowiadać jej historię. Cierpliwie tłumaczyłam, że nie chcę jej słuchać, bo to jest prywatna sprawa tych państwa, ale pan Joshi wpadł w furię. Zaczął wykrzykiwać, że nasze dokumety zamiast do Delhi pośle do Chennai, do sprawdzenia, zaczął wypytywać, czy nasi rodzice w ogóle wiedzą co my tutaj wyprawiamy, a potem przeszedł do obraźliwych rzeczy, których nie będę już tutaj cytowała. Pari się wściekł, zapowiedział, że w takim razie przyprowadzi media i zobaczymy czy będzie taki skory do takiego obrażania. Joshi chyba jednak się trochę przestraszył, bo kazał panu Makowi wziąść od świadków zaświadczenie (napisane ręcznie na zwykłej kartce papieru) i powiedział, że już nikogo nie muszę przyprowadzać.
Powiem jednak, że kosztowało mnie to bardzo dużo nerwów. Moje dokumety od dwóch miesiecy leżą sobie, ja nie mam w paszporcie wizy, a oni sobie tutaj urządzają zabawy w kotka i myszkę. Wiem, że powinnam wreszcie zrzucić klapki z oczu i przestać się wkurzać o każdą rzecz, ale to jakoś nie leży w mojej naturze. W biurze dla obcokrajowców, obcokrajowcy są obrażani i wyzywani... Powiem tylko, że na koniec dowiedziałam się kto jest przełożonym pana Joshi i poprosiłam o spotkanie. Na początku mi odmówiono, ale byłam w kiepskim humorze i pogroziłam im, że przyprowadzę media, bo moja cierpliwość ma określone granice. Urzędniczka, która to aranżowała, tłumaczyła potem w hindi śmiejąc się, że kolejna chce się poskarżyć na Joshi Sir...
Przyjął nas najwyższy oficer policji w FRO, Mr. Mane. To bardzo spokojny człowiek, wytłumaczyliśmy mu więc w czym rzecz, ale sprawą średnio się zainteresował. Być może moja teczka nie wyląduje w koszu i nie będzie więcej wymyślania coraz to nowych rzeczy, żebym się zniechęciła i zapłaciła. Co do aroganckiego zachowania pana Joshi i wyzwisk, no cóż... Mr. Mane z pewnością wie co się dzieje, ale nic nie może zrobić. Generalnie olał sprawę.
Jutro po raz kolejny mam się stawić w FRO, w jakim celu, tego nie wiem. Ale moja wiza nadal nie jest gotowa, a ja jestem uziemiona do czasu, kiedy naklejka znajdzie się w moim paszporcie.
Tak to wygląda w indyjskich urzędach na każdym kroku. A opowieści znajomych i ich doświadczenia potwierdzają, że nie tylko ja borykam się z takimi problemami. Czas spać i przestać myśleć o całym tym papierowym kramie. Dziś moja mama posłała paczkę ze słodyczami :-) Tym razem ekonomiczną. Ciekawe ile będzie szła, bo na samą myśl o zawartości robię się głodna :-) Dobranoc!

20 komentarzy:

  1. ZMIEŃ TŁO NA JEDNOLITE!!! proszę w imieniu wszystkich czytelników :) Bardzo ciekawie się czyta (mimo wielu błędów) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram! Przez ten globus w tle Twoje notki bardzo ciężko się czyta :((

      Usuń
  2. Niestety nie ma dużego wyboru jak chodzi o tła, a to pasowało do charakteru tego bloga, ale postaram się znaleźć coś innego. Co do błędów, to wiem, że pewnie sporo literówek przeoczyłam, chociaż zawsze się staram sprawdzać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog, może dałabyś notkę o bollywood?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję! :-) A o bollywood, tollywood, kollywood itd. już myślałam, tylko jeszcze materiały zbieram, ale na pewno będzie niedługo ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. super! :) będę śledzić na bieżąco, cały blog już przeczytałam :)

      Usuń
    2. ja tak samo. dziekuje ci Cukrze za polecenie tego bloga:) rewelka

      Usuń
  5. Dzisiaj przeczytałam wszystkie twoje wpisy (akurat pod koniec kolor tła się zmienił ;)). Świetnie piszesz. O Indiach można zwykle usłyszeć same dobre albo same złe rzeczy, raczej mało osób z zachodu wypowiada się na ten temat tak po 'swojemu' ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję Olga! Indie zazwyczaj przedstawia się jako niezwykły, czarujący i cudowny kraj o bogatej kulturze. Moje doświadczenia tutaj i życie pokazują, że nie zawsze tak jest, a za kurtyną "kultury" chowa się brak edukacji i zacofanie. Bałam się trochę, czy moja krytyka nie wywoła fali negatywnych komentarzy, ale teraz widzę, że warto było podzielić się moimi doświadczeniami.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgroza co przeżyłaś...

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaa, w końcu! W końcu znalazłam coś o Indiach:) Przeczytałam każdy post od deski do deski, świetnie piszesz:)
    Od kilku miesięcy zachłannie wertowałam blog azjatyckiego cukru myśląc sobie, że fajnie by było znaleźć coś podobnego na temat Indii, no i się w końcu doczekałam:))
    Swego czasu miałam bzika na punkcie Bollywood, widziałam ok. 50 filmów, moja fascynacja rozrosła się również na same Indie, więc cieszę się, że mogę teraz jeszcze bliżej poznać indysjką rzeczywistość oczami Polki:)

    Pozdrawiam i czekam na kolejnę notkę,
    Angela

    OdpowiedzUsuń
  9. Aha, przyłączam się do prośby o założenie fanpage na facebooku!;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajny blog :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pisz nadal- bardzo proszę. Przeczytałam wszystko od deski do deski z wypiekami na twarzy. To FASCYNUJĄCE. Nie mam szansy raczej poznać tego kraju osobiście. A dzięki takim osobom jak ty, czuję się prawie tak jakbym tam była. No.... prawie. :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy!
    I życzę powodzenia z wizą! Będę trzymać kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  12. będę, będę ;) dziękuję za taki pozytywny feedback!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja póki co mam pierwszy kontakt ze swoim FRO. Na razie musiałam się zarejestrować po przylocie. Za kilka miesięcy będę przedłużać Entry wizę i aplikować o PIO. Może wtedy zaczną się cyrki. Póki co było miło, grzecznie i kultruralnie. Piękny nowy budynek z całą przestronną sekcją dla obcokrajowców. Pan mnie rejestrujący bardzo zadowolony, za adress proof wystarczyły mu 2 dokumenty z adresem męża. Przyjął na słowo, że też tam z nim mieszkam. Poza tym bardzo pomocny zasypał nas całą masą porad jak najlepiej załatwić przedłużenie wizy i nawet powiedział, żeby przyjść z tym do niego i kiedy.
    Ale skoro przy przedłużaniu wizy są takie cyrki to już się boję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to tylko zazdrościć :-) Opisuję tylko słowo w słowo co mnie się przydarzyło, a przecież nawet Indusi o tym mówią na głos, tylko, że oni się z tego śmieją. Za przykład historia odbioru paszportu koleżanki z Pune, która wybierała się na stypendium do Niemiec. Musiała zapłacić łapówkę, bo inaczej nie wydaliby jej paszportu. Po dacie odbioru i tak przetrzymywali go z 3 tygodnie, zanim dziewczyna zapłaciła i dostała swój dokument. Ale może to ja jestem przewrażliwiona.

      Usuń
  14. Funkcjonowanie urzędów w Indiach zależy też chyba od stanu. Albo to ja mam szczęście? W Karnatace nie spotkałam się z takimi ekscesami póki co. Mąż jak wyrabiał paszport dostał w terminie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, to jest bardzo możliwe, aczkolwiek mój Pari, który wychowywał się w Tamil Nadu, twierdzi, że tak jest na porządku dziennym. Pune jest specyficzne, z jednej strony ostoja IT i outsourcingu, a z drugiej miasto stoi w miejscu, brak sensownej komunikacji miejskiej. Wszystko po znajomości da się załatwić. Trudno powiedzieć.

      Usuń