poniedziałek, 11 marca 2013

Cienie i blaski transportu w Indiach


Kiedy wylądowałam w Bombaju byłam bardzo podekscytowana. "Jestem w Indiach" - pomyślałam i zaraz dopadła mnie indyjska rzeczywistość. Już na lotnisku przy odbiorze bagażu dowiedziałam się, że hindusom generalnie nigdy się nie spieszy. Ponad to, co kilka minut z powodu przerw w dostawie prądu, taśma się zatrzymywała, ktoś przychodził, krzyczał i taśma znowu startowała. Jednak mojej walizki ciągle nie było. Już miałam przed oczami najczarniejsze scenariusze, gdy wreszcie po prawie dwóch godzinach zobaczyłam moją walizeczkę. Musiałam jednak jeszcze przedrzeć się przez urząd imigracyjny. Ustawiłam się w kolejce, która prowadziła do niewiadomokąd i oczekiwałam na swoją kolej. Po kolejnych trzydziestu minutach podszedł do mnie jakiś urzędnik i kazał przejść do działu VIPów. Wzbraniałam się tylko przez moment. Pan celnik, wielce niepocieszony, gdyż okazałam się być nie-VIPem, zaczął wypytywać mnie, co mam zamiar robić całe 6 miesięcy w Indiach. Zmuszona byłam skłamać i wreszcie wbito mi do paszportu upragnioną pieczątkę. Po drodze do hali przylotów znowu jakiś paragonik i byłam wolna! Kiedy jednak opuściłam korytarz by wyjść na zewnątrz, stanęłam jak wryta. Wszędzie ludzie, z transparentami, kartkami - i jak tu odnaleźć w tym tłumie Pariego! Na szczęście on mnie jakoś wypatrzył i udaliśmy się do naszej taksówki.
Na zdjęciu ja na lotnisku w Bombaju:

Nasz kierowca miał zawieść nas do Pune. Byłam wprawdzie zmęczona po podróży, ale i podekscytowana, więc nie odrywałam wzroku od okna. Bombaj jest ogromnym, ponad 13-milionowym miastem, stolicą stanu Maharasztra. Przejeżdżając ponad 50 km przez miasto widziałam pięknie podświetlone wieżowce, ale i blokowiska i slumsy. "Domki" tam są zrobione z kilku kawałków blachy. Na zewnątrz powywieszane pranie, zaniedbane dzieci... Ciężko mi było na to patrzeć, ale chyba to właśnie są Indie...

Dalej przejeżdżaliśmy przez dość górzyste tereny, serpentynami i kiedy zaczęło świtać ogarnęło mnie przerażenie. Otóż w Indiach nie ma znaków drogowych. Są za to nakazy: 'Jedź wolno', 'Nie jedź pod prąd', 'Oszczędzaj elektryczność'. Z tą jazdą pod prąd to nie przesada. Czasami, gdy jest zbyt duży korek lub z jakiegokolwiek innego powodu, hindusi prowadzą samochody drugim pasem nie zważając na jadące z naprzeciwka pojazdy. To ty musisz uważać. Hindusi prowadzą bardzo szybko i moim zdaniem nieostrożnie. Każdy jedzie tą częścią drogi, którą chce. W Indiach obowiązuje ruch lewostronny, jednak i to nie przeszkadza, aby wyprzedzać z lewej strony. Wyprzedzać można też na ciągłej, pod górę i na zakręcie. W nocy szaleją też na ulicach tzw. 'lori', czyli ciężarówki przewożące wszelkie towary.

Jadą one bardzo szybko, czasami zatrzymują się na środku ulicy bez żadnego widocznego powodu, bez żadnej sygnalizacji świetlnej mówiącej: tutaj jestem, stoję. Pojazdy te są zazwyczaj bardzo stare, co słychać też na każdym zakręcie. Na szczęście lori mogą poruszać się tylko w nocy między godziną 20stą, a 8mą rano. Kolejnym z minusów indyjskiego transportu jest fakt, że w tych warunkach nie przestrzega się zapinania pasów. Co wiecej, większość taksówek, czy nawet samochodów prywatnych będzie miało pochowane zapięcia do nich, więc nawet przy odrobinie dobrych chęci, pasów nie zapniemy.
Co więc robi się tutaj w Indiach, żeby zaznaczyć swoją obecność na drodze? Otóż trąbi się i mruga światłami. Jeżeli chcesz wyprzedzić, trąb, jeżeli wyjeżdżasz z zakrętu nie zapomnij zamrugać światłami. Narzekam i narzekam na te indyjskie drogi, ale prawda jest taka, że podróżowanie tutaj to wątpliwa przyjemność, nie wspominając już o próbie przejścia przez ulicę!
Przyjrzyjmy się  jednak kolejnemu środkowi transportu: autobusowi.
Na zdjęciu wszechobecne oznaki zamiłowania hindusów do religii. Wizerunek Sai Baby, a poniżej drogowskaz do Jezusa :-)

Wracając z Goa wybraliśmy dość popularnego przewoźnika - Neeta. Sam autobus był w porządku. Nie było w nim jednak toalety. Chociaż może to i lepiej ;-) Za to siedzenia miały dość dużo miejsca
na nogi, dzięki czemu można je było bez żadnych problemów sporo odchylić i wygodnie spać.
W autobusie nie zabrakło oczywiście odtwarzacza filmów, który przez pół nocy wyświetlał hity indyjskiej kinematografii :) Jedynym minusem był fakt, że klimatyzacja była włączona na maxa i
było potwornie zimno (w nocy dostaliśmy
na szczęście kocyki!).
Nie wiem natomiast, czy są w Indiach jakieś specjalne przepisy dotyczące prowadzenia autobusu czy zmiany kierowcy po 4ech godzinach jazdy.








Nasz autobus z Panaji do Pune












Po dotarciu do celu i wyjściu z autobusu niemal natychmiast dopadli nas kierowcy tuk-tuków, czyli bardzo w Indiach popularnych auto-ryksz. Ja zwabiłam największą ich liczbę, gdyż w Indiach panuje przekonanie, że 'biały człowiek' jest zawsze bogaty. Na szczęście Pari bardzo szybko ostudził ich zamiary zarobienia na blondynce :) Tuk-tuki są w Indiach nazywane 'auto', ja zaś ochrzciłam je mianem 'grzechów motoryzacji'. To zabijacze środowiska bez katalizatorów. Są jednak dość tanie, więc i powszechnie używane. W Pune pierwszy km kosztuje 11 rupii, a każdy następny 10 rupii. Każdemu podróżującemu po Indiach polecam korzystania tylko z takich ryksz, w których kierowca zgodzi się na użycie taksometru! Sama zaś jazda tuk-tukiem po indyjskiej drodze jest niczym jazda na koniu bez siodła :) Czymże więc były moje narzekania wobec braku asfaltu na ulicy Ogórkowej! ;)


Wielu kierowców tuk-tuków żuje w czasie jazdy betel. Często są to prości i niewykształceni ludzie, więc trzeba liczyć się z tym, że taki osobnik będzie w trakcie jazdy pluł, to z lewej, to z prawej. Stąd biorą się charakterystyczne czerwone plamy na przydrożnych murach.
Można też oczywiście skorzystać z komunikacji miejskiej. Mnie jednak autobusy miejskie trochę przerażają, zresztą i tak nie pojmuję jak to tutaj wszystko funkcjonuje. Przystanki w Pune owszem czasami są (często ludzie stoją po prostu na środku bardzo ruchliwej drogi czekając na autobus), ale na żadnym nie ma nazwy, a autobusy nie mają numerów, ani jakiegokolwiek oznakowania które by mówiło dokąd zmierzają.
Optymistyczna wersja autobusu (chyba mombajskiego):


W Chennai dla odmiany numery autobusów są, nawet podświetlone w nocy, jest również krótka informacja o trasie w języku tamilskim i po angielsku. Co ciekawe są też dostępne klimatyzowane autobusy, które trochę przypominają nasze. Są one wprawdzie droższe, ale standard jazdy jest zdecydowanie lepszy.
Najpopularniejszym jednak środkiem transportu są w całych chyba Indiach motory i skutery. Ze skuterów korzystają w większości kobiety.
A to mój i Pariego środek transportu :) Bullet, super maszyna!


W mieście hindusi raczej nie korzystają z kasków, ale w ciągu dnia nie jest możliwe rozwinięcie większej prędkości niż 30-40 km/h. Trzeba się natomiast zabezpieczać przed 'pollution'. Zanieczyszczenie powietrza jest tutaj ekstremalne. Najlepiej jest założyć maseczkę ochronną, jeżeli jednak takiej się nie posiada warto chociaż zawiązać na nosie i ustach chusteczkę lub szal. Hinduski wiążą chusty na całej głowie, co przy okazji pozwala zostać fryzurze na swoim miejscu :)  

                    

Na koniec chciałabym powiedzieć jeszcze kilka słów na temat podróżowania pociągiem. W Indiach są trzy klasy: Trier AC1, AC2 i trzecia klasa, czyli sleeper. Niestety nie mam jeszcze zbyt dużego doświadczenia w tej kwesti, gdyż dotąd podróżowałam tylko pierwszą klasą. Myślę jednak, że jest to dość ciekawe doświadczenie, którym warto się  podzielić :-) Trasa jaką mieliśmy do przebycia to ok. 800 km z Pune do Madgaonu (Margao) w południowym Goa. Dworzec Główny w Pune w niczym nie przypomina wypielęgnowanych dworców w Europie. Tak naprawdę to trochę straszne miejsce wypełnione ludźmi do niemożliwości. Kiedy wchodziliśmy do budynku dworca, w bramie zauważyłam leżącego człowieka. Nie wiem czy był pijany, czy bez życia... Tutaj nikt się tym nie przejmuje i po prostu idzie dalej. Jest to przerażające, jednak taka jest tutejsza rzeczywistość.
Sam budynek dworca wygląda dość obskurnie:


Kiedy idzie się dalej na poszczególne perony, człowieka ogarnia przerażenie. Jest bardzo brudno, a osoby odpowiedzialne za czystość zmiatają wszystko na tory. Także ludzie czekający na odjazd pociągu, posilający się kupionym w pobliskim sklepiku samosa lub puri, wyrzucają wszelkie odpady prosto na tory. Na samej stacji unosi się smród odchodów i jest to niestety nieodłączna atrakcja każdego indyjskiego dworca. Przyznam szczerze, że rozpłakałam się obserwując to miejsce. Nie wiem, jak można się do tego przyzwyczaić, jak te wszystkie góry śmieci i ten okropny smród mogą nie przeszkadzać...


W Indiach fakt, że zakupiło się bilet nie znaczy jeszcze, że bilet się ma :-) Bilet musi zostać potwierdzony. Status biletu można sprawdzić na stronie internetowej lub bezpośrednio na dworcu, gdzie wywieszone są długie listy z nazwiskami zakwalifikowanych pasażerów. Nam się udało ;-)!
Na Goa podróżowaliśmy pociągiem pierwszej klasy. W środku każdy miał miejsce do spania. Przejścia i korytarze są bardzo wąskie, a toaleta, co po atrakcjach dworca mnie szczerze zdziwiło, była czysta. Sam pociąg wygląda dość skromnie, natomiast trzeba przyznać, że dobrej obsługi w nim nie brakuje. Czaj, kawa, prasa, wszelkiego rodzaju przekąski, a nawet świeżo ugotowany posiłek - to wszystko można nabyć od drobnych sprzedawców, którzy chodzą tam i z powrotem po pociągu przez całą drogę.
Kolacja czyli kurczak w pikantnym sosie pomidorowym, czapati i ryż:


Sama podróż przebiegała bardzo spokojnie i nad ranem dojechaliśmy do Madgaonu. Stacja w Madgaonie jest dużo mniejsza niż w Pune i bardziej zadbana. Teraz czekało nas już tylko ostatnie
100 km taksówką. Droga do Palolem była niesamowita. Niewielka asfaltowa ulica poprowadzona przez gęsty las, a na koniec piękna plaża, której widok niezmiernie mnie ucieszył po całonocnej podróży pociągiem :-)



6 komentarzy:

  1. Wow, jakie tam są odległości! A nie ma gdzieś bliżej jakiegoś lotniska? To tak jakby celem podróży był Kraków, a leciałoby się do Gdańska (mniej więcej ;) ). Ale rzeczywiście miejsce docelowe bardzo ładne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocno polecam plażę Palolem, jeżeli ktoś ma ochotę na relaks i odpoczynek. Bardzo spokojnie i bardzo ładnie :) Jeżeli natomiast szukamy zwariowanych imprez, warto wybrać się na np. plażę Calangute. Tutaj jednak minusem są Indusi łakomie i bez pardonu oglądający sobie i podrywający (w bezczelny sposób) białe dziewczyny.

      Usuń
  2. Rzeczywiście odległości są! Lotnisk natomiast nie brakuje. Żeby dostać się na Goa wybrałam pociąg, ponieważ chciałam przeżyć przygodę no i troszkę zaoszczędzić. Fakt jest jednak, że z tutejszego punktu widzenia mieszkamy blisko Goa ;-) To tylko 600km! ;-) Do Chennai, gdzie mieszkają rodzice mojego męża jest ponad 2000km. Wtedy lepiej jest wybrać samolot. Podróż indyjskim pociągiem przez dwa dni nie należy do najprzyjemniejszych ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. W Egipcie jeżdżą w ten sam sposób - dając znak klaksonami i światłami :) Ja to jestem pełna podziwu dla Twojej otwartości i odwagi. Ja jestem osobą również otwartą na doświadczenia, na świat ale Indie wydają się być narawdę innym światem. Świetnie to wszystko się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci szczerze, że jak chodzi o styl jazdy to jestem wbrew pozorom przerażona. Nie ma tutaj żadnych zasad i na prawdę boję się, że mnie ktoś potrąci. A nieraz już widziałam martwych ludzi leżących na drodze. Najgorsze jest to, że jeżeli osoba, która Cię potrąciła ma więcej pieniędzy, daje ona łapówkę policjantowi i sprawa jest załatwiona. Nawet nie masz jak dociekać sprawiedliwości... A ty kommo mieszkasz przypadkiem w Egipcie? ;)

      Usuń
    2. Nie, cośty :) Zawsze marzyłam o mężu obcokrajowcu i byłabym otwarta na życie za granicą. Ale wszystko wskazuje na to, że moje gniazdo zostanie tu w PL :)

      Usuń