piątek, 8 marca 2013

Doha

Coś mnie podkusiło i kupiłam bilet z 24-godzinnym transferem w Katarze. Pomyślałam, że skoro i tak będę musiała się przesiadać, to przynajmniej z tego skorzystam. Mój plan obejmował oczywiście zwiedzanie stolicy Kataru - Doha. Jednak im bliżej wylotu, tym więcej wątpliwości zaczynało mnie ogarniać. Ja, blondynka, sama w wielkim arabskim mieście. Na domiar tego nie chcąc uszczuplać moich i tak już nadwyrężonych kupnem mieszkania oszczędności, postanowiłam spędzić noc na lotnisku. Szczęśliwym trafem okazało się jednak, że moja przyjaciółka ze studiów Johanna ma dobrą koleżankę, Libankę, która aktualnie mieszka i pracuje w tym pustynnym mieście. Skontaktowała mnie z Pascale i tak zamiast bezsennej nocy na lotnisku, spędziłam cudowny czas z nową przyjaciółką. Pascale odebrała mnie z lotniska, które mogłam opuścić dopiero po wykupieniu wizy (niecałe 100zł). Muszę przyznać, że od razu przypadłyśmy sobie z Pascale do gustu. Byłam podekscytowana nowym miejscem i tym co mnie czeka w najbliższych dniach. W Doha nie ma komunikacji miejskiej i wszyscy poruszają się samochodami lub taksówkami. Są trzy główni przewoźnicy. Jeżeli nie chce się zapłacić za dużo, najlepiej jest zamówić taksówkę już dzień wcześniej jeżeli mamy konkretny termin. Podając godzinę warto wyprzedzić ją o conajmniej 20 minut, gdyż w Doha panują spore korki, a jak zdążyłam zauważyć Arabowie zbytnio się tym nie przejmują. W drodze z lotniska do mieszkania zauważyłam, że ulice miasta są bardzo czyste. Duże przestrzenie, praktycznie żadnej roślinności, tylko palmy, a w części miasta zwanej West Bay niesamowicie oświetlone wieżowce. Sam styl prowadzenia samochodu zależy od jego wielkości. Im większy samochód, tym więcej praw na drodze. Ponadto co ciekawe, Arabowie nie zdejmują folii z siedzeń. Także zaglądając do wnętrz luksusowych samochodów wszystko zastaniemy pokryte przeźroczystą folią! Spacerując następnego dnia pięknymi alejami wzdłuż morza zdziwiłam się widząc dzieci jeżdżące na rowerach w całości pokrytych folią! Przyznam, że pomyślałam, że to już przesada. Zdziwił mnie również fakt, że ulice wionęły pustkami. Pomyślałam jednak, że jest 23:00 i większość mieszkańców jest już pewnie w domach. Pascale wytłumaczyła mi, że ludzie w Doha żyją w zamkniętych "society" czyli kompleksach domów otoczonych murem z zazwyczaj jednym tylko wejściem, przy którym stoi strażnik. W środku zazwyczaj będzie basen, siłownia i gabinet kosmetyczny i może jakiś mały sklepik. W obrębie takiej society można korzystać z basenu nawet w dwuczęściowym stroju kąpielowym. Arabki jednak raczej się tej przyjemności nie oddają, jak mnie poinformowała Pascale. Do kosmetyczki natomiast nie ma wstępu żaden mężczyzna. Strefa tylko dla kobiet :-)
Tak wygląda society w której mieszka Pascale:


Jest i basen :-) Oczywiście pierwsze co zrobiłam następnego dnia to wskoczyłam w strój kąpielowy i poszłam powygrzewać się na słoneczku i popływać.


Ponieważ Pascale musiała następnego dnia iść do pracy, zamówiłyśmy dla mnie taksówkę, która miała zabrać mnie na West Bay w celu zwiedzania. West Bay jest bardzo nowoczesne. Widać, że miasto intensywnie się rozbudowuje. Wszędzie są place budowy wypełnione pracującymi na nich Filipińczykami i Hindusami.


Spacerując ulicami Doha w ciągu dnia doznałam rozczarowania. Praktycznie nigdzie nie ma chodników, a dookoła pustki! Żadnych kobiet, czasami jakiś "biały człowiek" w garniturze przemykał szybkim krokiem unikając ciekawskich spojrzeń. W czasie lunchu natomiast pojawili się robotnicy. Muszę powiedzieć, że jest to bardzo nieprzyjemny moment dla blondynki. Ciężko jest przejść obok ulicą nie narażając się na gwizdy, nachalne uśmiechy czy zaczepki. Świat zdominowany przez mężczyzn w którym biała kobieta w dżinsach i podkoszulku narażona jest na nieprzyjemne komentarze. Ja jednak nic sobie z tego nie robiłam i rozkoszowałam się słońcem i piękną pogodą :-)





Ponieważ uwielbiam morze, nie mogłam się oprzeć i podwinęłam spodnie, żeby pobrodzić w wodzie. Kiepski pomysł, który natychmiast zaowocował grupką amantów oferujących mi małżeństwo. Kobiety katarskie, które czasem przychodzą tutaj z dziećmi są całkowicie okryte. Nie wiem jak one to znoszą w tym upale. Żeby chociaż płaszcz miał jasny kolor, nieprzyciągający słońca tak jak czarny. Obserwowałam jedną z nich. Była z trójką dzieci. One biegały, bawiły się, a mama siedziała pod drzewem, widać, że umęczona gorącym powietrzem tego pustynnego kraju. Zrobiło mi się smutno. Ja nigdy nie potrafiłabym się do tego stopnia podporządkować. Ciężko jest żyć w kraju, który tak bardzo ogranicza prawa kobiet.




A tak wyglądają katarskie ryale:


Po południu spotkałyśmy się z Pascale. Czekając na nią w centrum miasta przy wejściu do dużej galerii obserwowałam ludzi. Kobiety katarskie, zgodnie z "religijnym" nakazem (którego jednak na próżno dopatrywać się w Koranie) okrywają swoje ciało długim ciemnym płaszczem, a na głowach noszą ciemny welon, który nierzadko zakrywa również i oczy. Ręce natomiast są okryte ciemnymi rękawiczkami. Czasami jednak można zauważyć ich pięknie umalowane oczy, precyzyjny makijaż, na nogach eleganckie szpilki. Do galerii przyjeżdżają samochodami. Kataryjczycy są bogatym narodem i praktycznie każda kobieta katarska ma szofera. Po skończonych zakupach podjeżdża on pod same drzwi galerii aby je odebrać i zawieźć do domu.
A ja z Pascale poszłam na pączki. W końcu to był Tłusty Czwartek :-) Pascale nasza tradycja się spodobała, więc zakupiłyśmy wielkie pudło słodkości ;-)

Wieczorem, przed moim odlotem, Pascale zabrała mnie na Souk. Dopiero tutaj poczułam klimat arabskiej kultury. Wszędzie były małe sklepiki, bazary, kawiarenki i restauracje. Okryte kobiety grały na bębnach, a mężczyźni katarscy, ubrani w białe długie szaty i turbany, palili sziszę, czyli fajkę wodną. W Doha pięć razy w ciągu dnia rozbrzmiewa z minaretów śpiew muezinów. Co ciekawe nawet w galeriach handlowych i kawiarniach wyłącza się muzykę, aby oddać należytą część Bogu.
 









 Mężczyźni w tradycyjnych katarskich strojach:


 A na zakończenie ja i Pascale :-)!!!


No i to chyba tyle ;-) Po na prawdę udanym dniu w towarzystwie Pascale udałyśmy się na lotnisko, skąd miałam dalej lecieć do Bombaju. Przygoda, przygoda, przygoda :-)!!!



7 komentarzy:

  1. "Ciężko jest żyć w kraju, który tak bardzo ogranicza prawa kobiet." - ale one są tak wychowane, nie znają innego życia... Na pewno są plusy i minusy bycia kobietą w arabskim państwie. A czy np. Polki mają takie rewelacyjne życie, skoro ich egzystencja obraca się wokół pracy, domu i dzieci? No właśnie, może mamy większą wolność, ale z drugiej strony życie Polek też nie należy do najłatwiejszych. Wszystko ma swoje plusy i minusy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym stwierdzeniem odwoływałam się do kultury wyboru i traktowania kobiet. W Katarze (źródłem były doświadczenia Pascale) kobiety nie mają praktycznie żadnych praw w życiu społecznym, a jak się przekonuję i tu w Indiach, nawet w zwłykłym urzędzie kobiety są ignorowane, a kiedy przyjdą w męskim towarzystwie, nawet kiedy kobieta próbuje zadać pytanie, to odp skierowana będzie do mężczyzny. I tak jest na każdym kroku. Może i nasze życie nie jest najłatwiejsze, ale wierz mi, kiedy z kart książek przechodzi się do zaakceptowania takiej rzeczywistości, jest bardzo ciężko. Myślę, że kobiety w Polsce mają ciężko, ale nie porównywałabym tego z krajami, które w świadomy sposób ograniczają prawa kobiet.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drodzy, co jak co, ale rodowite Katarki mają cudowne życie. Są bardzo zamożne, wyjeżdżają na zagraniczne studia, na weekendowe zakupy do Mediolanu, jak im nie pasuje małżeństwo (aranżowane przez rodzinę) rozwodzą się i szukają kolejnego męża (oczywiście obywatela Kataru, inaczej ich dzieci straciłyby obywatelstwo tegoż zamożnego kraju; mają służbę, są wykształcone. One nie myślą o opuszczeniu Kataru, choć mogłyby - bo tam są traktowane jak księżniczki, mają wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieszkam w Katarze od kilku lat i mam wrazenie, ze cokolwiek pomylilo Ci sie z Arabia Saudyjska. Katarki maja prawa, moga prowadzic auta - a ze nie chca, wola miec kierowce, to inna sprawa. Zakrywanie sie od stop do glow to tez nie tyle wymog religijny (bo nie), co fashion. Zwroc uwage na zdobienie abai oraz 10 cm szpile na platformach - malo ma to wspolnego ze skromnoscia ;) Generalnie Katarki to takie puste, swiete krowy, a nie zadne uciemiezone, zakutane babulinki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może w mylny sposób oceniłam Katarki. W Doha byłam tylko przelotem dwa dni i jest to moje pierwsze doświadczenie w tym kraju. Ale doceniam zdanie osób mieszkających w danym kraju i cieszę się, że każdy coś dorzuca od siebie. Chociaż wiadomo, ludzie mają różne odczucia. Co do Katarek to ich bogactwo jest niezaprzeczalne, jednak co mnie już od dawien dawna zastanawia mnie fakt wolnego wyboru. Niby ten wybór "jest", ale większość kobiet w świecie arabskim, a i w Indiach, jest wychowywane w określonej konwencji, zwłaszcza w Indiach, więc tak na prawdę tego wyboru nie mają do końca. Takie mam odczucia po rozmowach z wieloma hinduskami, a i moja bardzo dobra przyjaciółka, która jest arabką, sporo mi opowiedziała, długo dyskutowałyśmy na różne tematy. Niemniej jednak staram się być obiektywna, a mam ja Ci też spore doświadczenie podróżnicze i mam nadzieję, że mój blog jednak coś pomaga np. osobom wybierającym się do Indii, a zwłaszcza kobietom! :-)

      Usuń
  5. Wiesz, Arabka Arabce nie rowna - zupelnie nie mozna porownac Katarek i np. Libanek, inna bajka. Wolny wybor.. mam wrazenie, ze Katarki zupelnie nie zaprzataja sobie tym ich pustych lbow, chociaz sa i wyjatki (patrz Sheikha Mozah).

    W kazdym badz razie podoba mi sie Twoj blog, lubie takie podroze w czasie i przestrzeni :) Do Indii na razie nie dotarlam i poki co sie nie zanosi - tu w Katarze mamy takie mini Indie za sprawa ogromnej ilosci emigrantow i powiem szczerze, ze mozna spokojnie zostac rasista po paru latach w ich otoczeniu. Totez bede do Ciebie zagladac i sprawdzac, jak tam Twoje wrazenia :)

    PS: a najbardziej podobaja mi sie te Twoje ubranka indyjskie, sama mam gdzies fotke w sari :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, mam nadzieję, że nie będzie miała Pani nic przeciwko jeśli dorzucę tu małą autopromocję, która może się komuś przydać;) Otóż mieszkam w Katarze i od jakiegoś czasu zajmuję się oprowadzaniem polskich turystów po Katarze. Są to głównie turyści tranzytowi, którzy czują się bezpieczniej i pewniej z rodakiem przy sobie;) annamariaflota@gmail.com
    https://www.facebook.com/zwiedzaniedoha/

    OdpowiedzUsuń